Dzień siódmy. Dlaczego Biblioteka
Uniwersytecka ma tak mało egzemplarzy wielu książek, przez co muszę robić im
zdjęcia, zamiast zabrać je do domu… Wiem, że kiedyś studenci musieli
przesiadywać w bibliotekach i czytać książki na miejscu, ponieważ było ich mało
i nie było „chomika”. Jednak jest rok 2015. Stąd ta, chwilowa i systematyczna,
irytacja.
Powoli zaczynam wypełniać swój nowy kalendarz
terminami oddania prac, esejów i innych zadań. Boję się co będzie, gdy zacznę
dopisywać terminy egzaminów. Najbardziej obawiam się egzaminu z współczesnej
filozofii analitycznej… A poza tym obawiam się, czy uda mi się wszystko ogarnąć
w pierwszym terminie. Ostatnio wychodzę po 7 i wracam minimum o 18, a mój mózg
po tylu godzinach myślenia pragnie tylko jednego – snu, niemyślenia.
Swoją drogą nie wydaje mi się, żeby ten
system, który zakłada sprawdzanie wiedzy studenta na końcu sesji był specjalnie
dobry. Z jednej strony ma to swoje plusy, wiadomo – możliwość pofolgowania
sobie, możliwość skupienia się też na innych pochłaniających sprawach – ale i
minusy – wszystko spada na studenta niemal w tym samym momencie, przez co
łatwiej jest się do czegoś nie przygotować, coś zapomnieć… Tak więc, są plusy i
są minusy…
Studentka, która kończy studia ma naprawę
sporo na głowie. Sama nauka i pisanie pracy pochłania sporo czasu. A chciałoby
się jeszcze zdobyć jakieś doświadczenie i odłożyć trochę pieniędzy, żeby móc
się jakoś usamodzielnić… Na usta aż się ciśnie hasło obrzydliwego, ale swego
czasu bombardującego pewny kanał telewizyjny i Internet, programu – trudne sprawy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz